
„Wiedźmin”? Jaki „Wiedźmin”? Netflix chwali się zakończeniem zdjęć, ale czy jest czym?
18 września, 2022

W grze o streaming zwycięża się albo umiera. Nie ma ziemi niczyjej – parafrazując słynne zdanie, które padło w „Grze o tron” można przypuszczać, że, no cóż, „Wiedźmin” nie poradzi sobie najlepiej, jeśli nadchodzący sezon będzie wyglądał jak poprzedni. W starciu ze smokami i pierścieniami wypada blado.
Showrunnerka Lauren s. Hissrich ogłosiła zakończenie zdjęć do sezonu 3. „Wiedźmina”. Premiery nowej serii możemy się spodziewać najwcześniej na przełomie kwietnia i maja 2023 roku. Czy Biały Wilk znajdzie swoją niszę wśród seriali-gigantów, które wystartowały? Zobaczymy.
Perturbacje na planie „Wiedźmina”
Przypomnijmy. Zdjęcia do 3. sezonu rozpoczęły się 31 marca nad włoskimi Laghi di Fusine, lodowatymi dwoma jeziorami w sercu Alp. Tam sokole oczy wypatrzyły trójkę głównych bohaterów: Geralta, Ciri i Yennefer. Stamtąd ekipa udała się m.in. do zamku Predjama na Słowacji czy Chorwacji, by finalnie wrócić „do domu”, czyli do Lancross Studios w Anglii. M.in. w lasach hrabstwa Surrey nakręcono oczekiwaną przez fanów noc Belleteyn (czyli Rozkwit, noc na przełomie 30 kwietnia i 1 maja, której pierwowzorem było połączenie tradycji celtyckiego Beltane z Nocą Kupały).
Następnie plan zdjęciowy przeniesiono do Walii. Tam powstała jedna z najważniejszych scen dla trzeciego sezonu – mianowice spotkania z czarodziejem Vilgefortzem i ognistym magiem Riencem. Jako swoistą wisienkę na torcie ekipa zostawiła sobie sceny z jednorożcem na Saharze (Maroko). Najdłużej kręconą sceną okazał się zamach stanu na Thanedd, która trwała prawie miesiąc. Nie obyło się także bez pandemicznych perturbacji – Henry Cavill musiał przerwać zdjęcia, kiedy wykryto u niego COVID-19. Nie stracono jednak dni zdjęciowych – zmodyfikowano je tak, by nie wymagały jego udziału.
Tym razem na ekran zostanie przeniesiony w znacznej części „Czas pogardy”, a więc drugi tom sagi Andzeja Sapkowskiego. Nie będzie on, jak i sezon 2, wiernym odzwierciedleniem książek. Wiedźmin zmierzy się z czarodziejem Vilgefortzem, który na początku chciał się z nim sprzymierzyć, Ciri będzie przeskakiwała między wymiarami, a driady zgodnie wszystkich opatrzą – oczywiście to streszczenie trzeciego sezonu z dużym przymrużeniem oka.

Epic fight scene #GeraltofRivia 🆚️ Vilgefortz (BTS of #TheWitcher3)
I can’t wait for season3💪👍#HenryCavill pic.twitter.com/UWcM3diJxd— Emgot88 (@emgot88) June 28, 2022
Łącznie zdjęcia trwały 5 miesięcy (około 120 dni pracy). Teraz, zgodnie z doniesieniami serwisu Redanian Intelligence, czeka nas od 6 do 8 miesięcy postprodukcji (dokończenie pierwszego sezonu wymagało 6 miesięcy, w drugim producenci potrzebowali 7). Warto też zaznaczyć, że Netflix od razu nie wypuścił gotowych sezonów, a czekał. W związku z tym nowe przygody Białego Wilka, czarodziejki i Dziecka Przeznaczenia powinny być już gotowe na przełomie kwietnia i maja 2023 roku. Jest jednak prawdopodobne, że platforma z premierą poczeka… aż do Bożego Narodzenia. Poprzednie sezony miały właśnie swoje odsłony w grudniu, ale „czekały” gotowe najwyżej miesiąc czy dwa. W przypadku sezonu trzeciego daje to dodatkowe 7 miesięcy „postojowego”.
Czy serwis na to wszystko stać?
Odcinki pierwszego sezonu „Wiedźmina” kosztowały 10 mln dol., co po zsumowaniu dałoby szacunkową kwotę 70-80 mln dol. za sezon. W drugiej serii Netflix zapłacił za każdy epizod więcej, bo około 15 mln dol. To jednak kropla w morzu w porównaniu z 1 mld dol. „Władcą Pierścieni: Pierścienie Władzy” Amazona czy choćby połową tej kwoty wydaną przez HBO na „Ród smoka”.
O ile czasami sam „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy” przypomina renesansowy jarmark we współczesnym amerykańskim miasteczku, to co można powiedzieć o poprzednich sezonach „Wiedźmina”. Cóż, plastikowe zbroje Nilfgaardczyków czy wyginające się miecze Geralta, zbyt nachalnie nałożona w CGI magia czy brak bitewnego rozmachu można byłoby jeszcze wybaczyć. W końcu ten „Wiedźmin” i tak jest o niebo lepszy od polskiej produkcji. Rażą jednak niewybaczalne, wręcz idiotyczne historie. Nawet bez wspominania przy tym o forsowanej także i w tej produkcji ultrapoprawności politycznej Netfliksa, ale np. fakt, że wiedźmini zaprosili do Kaer Morhen prostytutki, zgoda Vesemira na Próbę Traw Ciri, test Yennefer, która ma zabić cennego jeńca – Cahira (nie wspominając już o ich kuriozalnej ucieczce przez miasto w najbardziej jaskrawych strojach na Kontynencie), Jaskier gubiący wątki itd. Wymieniać niestety można by długo. Scenarzyści mają przecież do dyspozycji genialny materiał w postaci książek Andrzeja Sapkowskiego, który co prawda „odjeżdża” w sadze, ale znacznie później, niż zrobili to showrunnerzy.
5. sezon „Wiedźmina” będzie ostatnim?
Netflix uparcie będzie brnął w taką wersję historii Białego Wilka, bo już zakontraktowano kolejne dwa sezony. W ramach oszczędności będą one jednak kręcone jednocześnie, a scenariusze mają powstawać mniej lub bardziej na bieżąco podczas filmowania – donosi serwis Redanian Intelligence. To nie brzmi dobrze. Stworzenie jednego sezonu jest niesamowicie trudnym zadaniem, a nakręcenie dwóch metodą „back to back” (jednoczesne kręcenie i pisanie scenariuszy do więcej niż dwóch sezonów) to zadanie karkołomne, nawet jak na wiedźmińskie standardy. Nie wspominając już o koordynacji harmonogramów aktorów i ekipy, którzy przecież mają inne zobowiązania zawodowe. Netflix ma jednak doświadczenie w tym zakresie, gdyż trzy sezony „Wikingów: Walhalla” były kręcone właśnie w ten sposób.
Inne wytwórnie także korzystają z tego typu praktyk, m.in. przy dwóch ostatnich częściach „Harry’ego Pottera. Insygnia śmierci”, „Piratów z Karaibów: Skrzynia Umarlaka” i „Na krańcu świata” czy „Władcy Pierścieni” w przypadku „Dwóch Wież” i „Powrotu króla”. Trudno nie zauważyć, że dzieje się tak najczęściej podczas kręcenia finałów. Czy więc 5. sezon przygód Dziecka Przeznaczenia i jej niesztampowych przybranych „rodziców” będzie ostatni? Milczy i sam Netflix, i kuluary.
Cięcia, oszczędności i niepewna przyszłość Netfliksa
Platformy streamingowe muszą znaleźć na siebie nowy pomysł. Ten, który sprawdzał się jeszcze w pierwszym roku pandemii, teraz już nie wystarcza. Netflix w tym roku zasłynął przede wszystkim z kasowania kolejnych swoich produkcji w związku z cięciami finansowymi. „Oberwało” się m.in. zapowiadanej z wielkim hukiem animacji „Pearl”, która miała powstać we współpracy z księżną Sussex Meghan Markle.
Netflix anulował m.in. te seriale:
„Siły kosmiczne”
„Gnat”
„Fieja”
„Another Life”
„Toil and Trouble”
„The Midnight Gospel”
„Gotowanie z Paris”
„Kosmiczni reporterzy”
„Na skraju”
„Dzikie przygody wśród zwierząt”
„Świat centaurów”
„Kung-Fu Space Punch”
kontynuacja „Archiwum 81”
kontynuacja „Raisin Dion”
kontynuacja „Bright” (ale to nie tylko pokłosie problemów finansowych, ale pokłosie spoliczkowania na oskarowej gali Chrisa Rocka przez Willa Smitha)
itd.
Jak widać po powyższe liście, część z nich miała szansę stać się hitami – może nie na miarę „The Crown” czy „Stranger Things”, ale jednak podreperowałaby nadszarpnięte przez odpływ subskrybentów finanse.
Pozostając jedną z najdroższych platform streamingowych, od dłuższego czasu nie ma nic nowego do zaoferowania, co przyciągnęłoby większą widownię (umówmy się, paradokumenty o seryjnych mordercach są raczej niszowe). W związku z tym popada w swoistą spiralę kłopotów.
Do tego jeszcze w tym roku planuje wprowadzić tańszy abonament, ale z reklamami. Zapowiada także ostrzejszą walkę ze współdzieleniem konta przez kilka rodzin. Wprowadził nawet specjalną ofertę, na razie dostępną tylko w Ameryce Południowej. Za niewielką opłatą umożliwił dodanie do abonamentu dwóch użytkowników spoza gospodarstwa domowego. Po zignorowaniu komunikatów o współdzieleniu konta, nic się nie zmieniła, a z serwisu można dalej korzystac, co też większość użytkowników zrobiła. Innym pomysłem było przy każdym logowaniu wysyłanie kodu na maila powiązanego z kontem, który umożliwiłby przejście do serwisu. Jaka będzie przyszłość tego pomysłu, nie wiadomo, gdyż obejście go jest dziecinnie proste.
Przejście Netfliksa z Big Techu do „typowej” platformy streamingowej odbywa się w bólach. A dobrych wiadomości ze świecą szukać – jak wynika z międzynarodowego badania EY, w obliczu kryzysu i wzrostu kosztów życia blisko 1/3 użytkowników rozważa wprowadzenie oszczędności także i w rozrywce, m.in. przez rezygnację z serwisów VOD czy innych serwisów rozrywkowych.
Nie zobaczymy prequela „Wiedźmin: Rodowód krwi”?
Choć animacja „Zmora wilka” była hitem, Netflix nie spieszy się z finalizacją kolejnej produkcji w ramach uniwersum Wiedźmina.
Portal Redanian Intelligence inforumuje o dokrętkach, które pomogą producentom skrócić serial z 6 do 4 odcinków. To w ramach oszczędności, które od dłuższego czasu wprowadza platforma streamingowa.
Premiera wstrępnie zapowiedziana została na październik tego roku, kiedy to opadnie kurz bitewny z wielkich produkcji HBO i Amazona.
aw
